niedziela, 11 stycznia 2015

Psycho Love - Rozdział 21

Spojrzałam na nią z zainteresowaniem, ciekawa, co ma na myśli.
- Wtedy w tej Hiszpanii.... - zaczęła uciekając wzrokiem w bok. Zaśmiałam się cwano. Nie musiała już nic dodawać, w końcu przyjaźniłyśmy się od zawsze, potrafiłam czytać z niej, jak z otwartej księgi.
- No proszę... Ty? - zironizowałam. A taka grzeczna zawsze była. Z naszej dwójki to raczej ja byłam ta imprezowa i ta "gorsza". A tu proszę, taka niespodzianka. Idealna Maria poszła do łóżka z jakimś Hiszpanem. - To chyba tym bardziej nie powinnaś mieć do mnie pretensji, nie sądzisz?
Richards uniosła jedynie brwi z miną mówiącą "masz rację, ale i tak ci tego nie daruję", a ja westchnęłam. Przydałoby się wymyślić jakieś rozwiązanie w tej sytuacji. Nie za bardzo uśmiecha mi się przebywanie w jednym mieszkaniu z byłą przyjaciółką i jej byłym chłopakiem, który przespał się ze mną... Hej, ale przecież byli jeszcze Gunsi... Dlaczego od razu o nich nie pomyślałam? Oszczędziłabym nam spotkania z Marią. Co prawda od dawna nie mieliśmy już z nimi kontaktu, ale w końcu przyjaźniliśmy się, więc chyba i tak będą lepszym rozwiązaniem niż blondynka.
- Wiesz co... z samego rana wyniesiemy się od ciebie.
- Gdzie? - zapytała zdziwiona fotografka, zalewając kubki gorącą wodą.
- Do Gunsów. Nie wiem, czemu wcześniej o nich nie pomyślałam. W każdym razie, nie będziesz musiała już mnie oglądać. - wzięłam od niej kubek i wyszłam z pomieszczenia.
- Zostańcie. - dziewczyna dogoniła mnie w salonie. Spojrzałam na nią, jakby była niespełna rozumu. Zostać? Żeby tylko mierzyć się z nią nienawistnym spojrzeniem? Nie, to nie miało najmniejszego sensu.
- Może spróbujemy się jakoś dogadać i zakopiemy topór wojenny? - wytrzeszczyłam na nią oczy i wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Zakopać topór wojenny? Może nie był to głupi pomysł w obecnej sytuacji, ale jednocześnie wydał mi się na tyle absurdalny, że zwyczajnie nie mogłam zareagować inaczej.
- Co się śmiejesz? - zapytała Maria, ale po chwili również zaczęła się śmiać. Widocznie spojrzała na to, w taki sam sposób, jak ja.
- Może lepiej wróćmy do kuchni, bo jeszcze obudzimy Sebastiana. - zaproponowała blondynka, gdy już się uspokoiłyśmy. Spojrzałam na kanapę, na której spał wokalista i zauważyłam, że zaczął się niespokojnie wiercić.  Przyznałam jej rację, i poszłam za nią, a następnie usiadłam na krześle przy stole. Oparłam głowę na dłoni i spuściłam wzrok. Richards również nic nie mówiła, tylko stała opierając się tyłkiem o blat na przeciwko mnie. Na dworze zaczęło padać i panującą ciszę przerywał jedynie stukot kropli wody o szybę.
- To dlatego wróciłaś? - zapytałam i podniosłam oczy. Blondynka oderwała wzrok od okna, a następnie utkwiła go we mnie, po czym wyrazem twarzy dała mi do zrozumienia, abym sprecyzowała swoją myśl. - Bo zdradziłaś Sebastiana i ruszyło cię sumienie?
- To nie takie proste, Ivy. Tak strasznie mi was brakowało w tej pieprzonej Hiszpanii, że pewnego dnia, w końcu dałam się namówić znajomym z redakcji na wspólne wieczorne wyjście. Miało być kilka piw, skończyło się na kilku litrach wódki. Byłam tak zalana, że nie wiedziałam, co robię i w pewnym momencie straciłam kontakt z rzeczywistością, a rano obudziłam się nago w łóżku, obok redakcyjnego kolegi. Poczułam taką odrazę do siebie, a jednocześnie tak wielką miłość i tęsknotę za Sebastianem, że myślałam, że mi serce pęknie. Dlatego spakowałam się jak najszybciej mogłam i poprosiłam o przeniesienie do LA. Ale, jak się okazało, nie miałam tu za bardzo czego szukać, bo znienawidziliście mnie. I w sumie w ogóle się nie dziwię. Ale to bolało. I nadal boli. A teraz... Teraz jeszcze dowiedziałam się, że coś was łączy... I uwierz mi, to boli chyba jeszcze bardziej. - po tych słowach zamilkła i spuściła wzrok na swoje dłonie bawiące się paskiem od szlafroka. Ja również się nie odzywałam, bo nawet nie wiedziałam, co bym miała powiedzieć. Wychodzi na to, że nikt z nas nie był wobec siebie tak do końca szczery. I chyba wszyscy lekko się pogubiliśmy. Nagle usłyszałyśmy jakiś szelest dobiegający zza moich pleców i gwałtownie spojrzałyśmy w tamtą stronę. 
Oparty o framugę drzwi stał Sebastian, mając w oczach takie rozczarowanie, że nie miałam wątpliwości, że słyszał całą rozmowę. 
- Jak długo tu stoisz? - zapytała blondynka przeskakując wzrokiem z chłopaka na mnie, i z powrotem.
- Wystarczająco. - odpowiedział odgarniając sobie włosy z twarzy. - Miło, że mnie zdradziłaś, podczas gdy ja byłem ci tu wierny jak pies i czekałem na twój powrót.
- To może ja was zostawię... - wtrąciłam się do rozmowy i postanowiłam, że wyjdę zostawiając ich samych. Wygląda na to, że czeka ich kolejna już trudna rozmowa, a ja swoją obecnością, nie chciałam utrudniać i przeszkadzać.
- Zostań. I tak już wszystko wiesz. - wzruszył ramionami były wokalista Skid Row, próbując zatrzymać mnie w przejściu między kuchnią, a salonem. Jego wzrok nadal utkwiony był w fotografce, która teraz skuliła się jeszcze bardziej. 
- Nie. To nie moja sprawa. Po prostu wyjdę. - stwierdziłam i już miałam opuścić pomieszczenie, gdy odezwała się Maria:
- Trochę zaczęła być twoja. W końcu pieprzyliście się ze sobą. - mruknęła to tak cicho, że prawie tego nie usłyszałam, ale jednak, słuch mam jeszcze dobry i dokładnie wyłapałam każde słowo. Strasznie to ciekawe, że nawet w takiej sytuacji i po tym, do czego sama się przyznała, Richards nie potrafiła mi odpuścić. Odwróciłam się w jej stronę.
- A jakie to ma teraz znaczenie? Daj sobie w końcu spokój! Nie jestem święta, ale przepraszam cię, kurwa bardzo, ty również! Więc weźcie się do chuja ogarnijcie! - podniosłam głos i zrzuciłam ze swojego ramienia dłoń Sebastiana. - Idźcie do łóżka, albo się pozabijajcie. Mam to w dupie! Tylko przestań mieć do mnie pretensje o to, że rozbiłam twój związek, bo doskonale wiesz, że sama jesteś sobie winna. - nie dając nikomu dojść do słowa, założyłam ramoneskę i wyszłam z mieszkania, wprost na zatłoczone ulice Los Angeles. Deszcz przestał już padać, a jedyną pozostałość po nim stanowiły niewielkie kałuże odbijające światła latarni. Zapaliłam papierosa z paczki znalezionej w kurtce i ruszyłam przed siebie. Raz w życiu popełniłam błąd, a jego konsekwencje będą się za mną ciągnąć do końca życia. Kurwa! Mam już serdecznie dość Marii, Sebastiana, siebie, i całej tej sytuacji. Dlaczego choć raz w życiu nie mogę być szczęśliwa? Zresztą, sama jestem sobie winna. Mogłam być wierna Rachel'owi. To nie, zachciało mi się rozrywek. Chyba jeszcze niczego w życiu nie żałowałam tak, jak tej zdrady. I właśnie dopiero teraz to do mnie dotarło.
- E, lala, szukasz może noclegu? - usłyszałam gdzieś obok siebie, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi i dalej szłam przed siebie. Noclegu to ja w sumie potrzebowałam... Bo jakoś nie mam ochoty na kolejne pretensje ze strony blondynki. Ale perspektywa przenocowania u jakiegoś typa, wątpliwej czystości, wydała mi się jeszcze gorsza. Minęłam już chyba większość klubów, bo zauważyłam  mniejszą ilość oślepiających świateł, za to wchodziłam coraz głębiej w ciemność. W sumie sama już nie wiedziałam, gdzie jestem, więc skręciłam w pierwszą boczną uliczkę, która zaprowadziła mnie na Sunset. Wyjęłam kolejnego papierosa, i gdy go zapalałam, zderzyłam się z kimś ramieniem.
- Sorry. - mruknęłam i przelotnie spojrzałam w prawo. Gdy zobaczyłam, kto jest obok mnie, momentalnie stanęłam jak oniemiała. Rachel również wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. Kilka centymetrów za nim stała reszta zespołu. Normalnie pomachałabym im chociaż na przywitanie, ale w obecnej sytuacji, wiedziałam, że nie ma to sensu, bo i tak mnie zignorują. Czyli oni też nie chcieli już siedzieć nad tym jeziorem i wrócili do miasta. 
- Rachel... - odzyskałam w końcu zdolność myślenia i odezwałam się cicho, chcąc aby mnie wysłuchał.
- Daruj sobie. Nie mamy, o czym rozmawiać. Wracaj do Sebastiana. - powiedział tonem wypranym z uczuć, nawet na mnie nie patrząc. Spojrzałam przez jego ramię na chłopaków. Patrzyli na mnie z zawodem wypisanym na twarzy. I mieli rację. Zawiodłam nawet sama siebie.
- Obawiam się, że nie mam gdzie wracać. - wzruszyłam ramionami, spodziewając się, że blondynka nie będzie chciała widzieć mnie już u siebie w mieszkaniu. Moja wypowiedź zwróciła jednak uwagę Bolana, bo spojrzał na mnie z zainteresowaniem. W jego oczach próżno już było szukać tej agresji, jaką widziałam nad jeziorem. Teraz gościło tam wyłącznie rozczarowanie.
- Masz zamiar spędzić noc na ulicy?
- Na to wygląda. Poszliśmy do Marii, ale okazało się, ze to jednak nie jest najlepszy pomysł, bo się na mnie wściekła... Trochę się pokłóciłyśmy i wyszłam, zostawiając ją samą z Bachem... A zresztą... po co ja ci to w ogóle mówię... I tak nic cię to nie obchodzi... - ostatnie zdanie wyszeptałam i ruszyłam dalej ulicą, zostawiając basistę i resztę zespołu na środku chodnika. Zaciągnęłam się mocno papierosem i usłyszałam za sobą jedynie głos Snake'a mówiący, że czas się najebać.


Maria:
Nie patrzyłam na niego. Było mi wstyd. Bo Ivy miała rację. Wyżywałam się na niej i to ją winiłam za wszystko, co się stało, a prawda jest taka, że to wszystko przeze mnie. Ale bałam się przyznać to nawet sama przed sobą. Nie chciałam być odpowiedzialna za spierdolenie sobie życia. Łatwej było przecież obarczyć całą winą kogoś innego. Ale wiedziałam, że tak się nie da. Ivy była zawsze moją przyjaciółką, traktowałam ją jak siostrę. Więc raczej głupio byłoby przekreślać pół życia tylko dlatego, że coś się posypało. To chyba tak nie działa... Będę musiała ją przeprosić. Tylko nawet nie wiem, gdzie poszła...
Czułam na sobie ten pełen żalu wzrok Sebastiana... Dobra, nie ma co zwlekać, kiedyś i tak będziemy musieli pogadać...
- Posłuchaj... - zaczęliśmy równocześnie, co spowodowało chichot z naszej strony i lekkie rozluźnienie sytuacji. Bach zmniejszył dystans między nami na tyle, że mogłam swobodnie na niego patrzeć i oparł się rękami i tyłkiem o stół na przeciwko mnie.
- Mów... - kiwnął głową, dając mi do zrozumienia, żebym to ja zaczęła.
- Przepraszam... - mruknęłam patrząc mu w oczy. - I wiem, że to niczego nie zmienia. Ale... tak na dobrą sprawę... czy można powiedzieć, że w momencie, w którym cię zdradziłam, byliśmy razem? Nasz związek raczej rozpadł się w chwili mojego wyjazdu.... I nie próbuję się usprawiedliwiać, po prostu... zastanawiam się, czy jest o co mieć do siebie pretensje. - wzruszyłam ramionami i zamilkłam, czekając aż on coś powie.
- Biorąc pod uwagę, że już raz rozmawialiśmy na ten temat... Nie chcę mi się gadać znowu o tym samym... Każdy popełnia błędy.... Może po prostu uznajmy, że jesteśmy kwita? Jestem już zmęczony tą całą chorą sytuacją, więc może spróbujmy jeszcze bardziej jej nie komplikować? - uśmiechnął się do mnie, a ja zapragnęłam się do niego przytulić. Szkoda, że to raczej niemożliwe.
- Jasne. I życzę szczęścia... - odwzajemniłam uśmiech i przeczesałam włosy palcami. Bach spojrzał na mnie, jakby nie zrozumiał, o czym mówię. - Wiem, że czujesz coś do Ivy. Widzę to przecież.
Sebastian nagle wstał i znalazł się kilka centymetrów przede mną. Chwycił mój podbródek w dłoń i uniósł lekko moją twarz, tak abym spojrzała mu w oczy. Wzięłam głębszy wdech i przymknęłam lekko powieki. Nadal używał tych samych perfum.
- Mi tam cały czas się wydaję, że kocham jedną osobę. - wyszeptał wprost w moje wargi, a następnie musnął lekko moje usta, jakby bał się, że zaraz go odepchnę. Nie zrobiłam tego. Przyciągnęłam go bliżej i pogłębiłam pocałunek.



No to jest kolejny rozdział. Jak go pisałam, wydawało mi się, że będzie bardzo długi, ale jak tak patrzę na całość, to jednak tak nie jest. No trudno :)
I wiem, że trochę się dzieje, jest dużo zamieszania i niezrozumiałych zwrotów akcji, ale ja tam nie lubię w swoich opowiadaniach nudy... No i zbliżamy się do końca opowiadania, więc powoli musi się już wszystko dość jasno klarować :)
Część zachowań wynika również z sytuacji, w których znaleźli się bohaterowie i cóż... każdy radzi sobie jak umie, prawda?
Także to tyle ode mnie, i oczywiście zapraszam Was do wyrażania opinii w komentarzach.

czwartek, 18 grudnia 2014

Psycho Love - Rozdział 20

Był środek nocy, a ja jechałam właśnie do domu, z Sebastianem na siedzeniu obok mnie. Żadne z nas się nie odzywało, bo o czym tu rozmawiać. Obydwoje straciliśmy właśnie coś w swoim życiu. Ja faceta i przyjaciół, a Bach przyjaciół i zespół. Jak na ironię, w radiu leciało właśnie "Love Bites" Def Leppard . Zerknęłam kątem oka na blondyna. Siedział z głową podpartą ręką i patrzył za okno. Śliwa pod jego okiem robiła się coraz bardziej fioletowa, a dolna warga lekko spuchła od momentu, gdy chłopaków udało się w końcu rozdzielić. Oczywiście reszta zespołu opowiedziała się po stronie Rachela, więc żeby jeszcze bardziej nie zaogniać sytuacji, wzięliśmy z Sebastianem swoje rzeczy i żegnani kilkoma wyzwiskami rzuconymi pod naszym adresem, wpakowaliśmy się do mojego samochodu. I tak jedziemy już w tej ciszy, przerywanej piosenkami z radia, dobrą godzinę. Każdy pogrążony w swoich myślach... I jeśli o mnie chodzi, w poczuciu winy. Nie chciałam, żeby tak to się wszystko skończyło. Kochałam Rachela i tego jestem pewna. A co do Sebastiana... Ma w sobie coś, co niesamowicie mnie do niego przyciąga, coś co sprawia, że chcę spędzać z nim czas, że chcę na niego patrzeć...
- Żałujesz? - z zamyśleń wyrwało mnie ciche pytanie blondyna, zadane prawie szeptem, więc pewnie gdyby radio ustawione było o pół tonu głośniej, w ogóle bym go nie usłyszała. Odwróciłam wzrok w prawą stronę i zderzyłam się z uważnym spojrzeniem jego oczu.
- Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i wróciłam wzrokiem na drogę przede mną. Jeszcze kilka godzin temu, przed tymi wszystkimi wydarzeniami, byłam pewna, że nie, ale teraz sama już nie wiedziałam, co czuję.
- Przepraszam... To wszystko przeze mnie. To ja zacząłem cię całować i...
- Gdybym tego nie chciała, nic by się nie wydarzyło. - przerwałam mu zirytowana jego przeprosinami. To była tak samo moja wina, jak i jego.
Wokalista westchnął jedynie i odgarnął sobie włosy z twarzy. Uśmiechnęłam się do niego, a raczej próbowałam, ale nie wiem, czy mi wyszło. W każdym bądź razie, Bach odwzajemnił grymas i chwycił moją dłoń, której już nie puścił do końca jazdy.

***

- Masz jakiś pomysł co teraz? - zapytał Sebastian opierając się o framugę w drzwiach pokoju Rachela, podczas gdy ja pakowałam resztę swoich rzeczy.
- Do głowy przychodzi mi tylko jedna osoba... - spojrzałam na niego, przestając na chwilę wyciągać bieliznę z komody. - I raczej nie będziesz zachwycony, że to właśnie ją musimy prosić o pomoc. - wyjaśniłam i widząc, że chłopak zrozumiał kogo mam na myśli, wrzuciłam ostatnie rzeczy do walizki, po czym ją zamknęłam. Chwyciłam za rączkę i ciągnąc przedmiot za sobą, stanęłam przed blondynem.
- Chodź, musisz przyłożyć do tego lód. - powiedziałam i wyminęłam wokalistę kierując się do kuchni. Z lodówki wyjęłam kostki lodu, które owinęłam ściereczką i gdy Sebastian pojawił się w pomieszczeniu, nakazałam mu usiąść na krześle i przyłożyć ścierkę z lodem do fioletowego śladu pod okiem. Sama oparłam się tyłkiem o blat i zapaliłam papierosa.
- Naprawdę musimy jechać właśnie do NIEJ? - zapytał blondyn wyraźnie podkreślając ostatnie słowo.
- A masz jakiś lepszy pomysł? Tu nie możemy zostać, a gdzieś zatrzymać się przecież musimy. - mruknęłam patrząc na niego uważnie i tym samym ucięłam tą bezsensowną dyskusję.
- Co za chujowa ironia losu... - prychnął Bach, a ja zaśmiałam się cicho, zdając sobie sprawę, jak trafne było to określenie. Kto by pomyślał, że po tym, co zrobimy to właśnie Maria okaże się osobą, do której będziemy musieli się zwrócić.
Skończyłam palenie fajki gasząc ją w popielniczce, gdy nagle przede mną wyrosła sylwetka Sebastiana, który wyrzucił mokrą od roztopionego lodu ścierkę, do zlewu. Zatrzymał się patrząc na mnie uważnie, a ja niewiele myśląc wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Niemal natychmiast poczułam ręce oplatające moje plecy i brodę opierającą się o moją głowę. Staliśmy tak przez jakiś czas, aż nie postanowiłam, że powinniśmy już się zbierać.
- Poczekaj. - Sebastian przytrzymał mnie lekko, gdy chciałam się odsunąć. Uniosłam wzrok zadzierając głowę.
- Co teraz będzie... z nami? - zapytał świdrując mnie spojrzeniem.
- Nami? - powtórzyłam za nim, a w odpowiedzi otrzymałam lekkie skinienie głowy. - Nie... wiem... Nie myślałam o tym... Ja... No nie wiem co ci odpowiedzieć. - jąkałam się gubiąc we własnych myślach.
- Najprościej. To chyba nie jest, aż takie trudne pytanie. Albo byłem dla ciebie przygodą, albo nie... Albo chcesz ze mną być, albo nie. - blondyn wzruszył ramionami, a ja wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Właśnie zdradziłam swojego faceta i zostałam, słusznie zresztą, nazwana dziwką, więc wybacz, ale nie wiem, czy potrafię teraz tak jak gdyby nigdy nic, być z tobą. - wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam do przedpokoju, gdzie zostawiliśmy nasze walizki.
- Ok, to nie miało tak zabrzmieć. - usłyszałam głos za sobą, ale nie zwróciłam na to uwagi i założyłam ramoneskę, chcąc jak najszybciej już stąd wyjść.
- Przepraszam, pasuje? - zapytał Sebastian zakładając swoją kurtkę. Spojrzałam tylko na niego przewracając oczami.
- Ja pierdolę, jesteś cholernie niedojrzały. - wzięłam swoją walizkę i otworzyłam drzwi wychodząc na zewnątrz.
- Pewnie. Jeszcze my się pokłóćmy. Przecież i tak ostatnio mamy za dużo przychylnych nam osób. - zironizował Bach, a ja w duchu przyznałam mu rację. W końcu nic takiego nie powiedział. Po prostu chciał wiedzieć, czy ten seks znaczył coś więcej. Ha! Pytanie za sto punktów.
- Dobra, nieważne. Wsiadaj. - zrobił, co kazałam i już po chwili kierowaliśmy się do mieszkania blondynki. Adres zostawiła nam, gdy odwiedziła nas po raz pierwszy od swojego powrotu do Ameryki.

- Cześć. - powiedziałam, gdy tylko drzwi się otworzyły, a zaspana blondynka ubrana jedynie w kusą piżamkę spojrzała na nas z zaskoczeniem wypisanym na twarzy.
- Co wy tu robicie? - zapytała patrząc głównie na mojego towarzysza. No tak, w końcu ona cały czas go kochała. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno dobrze zrobiliśmy przyjeżdżając właśnie tutaj. Ale głupio byłoby teraz tak się wycofać. No i na dobrą sprawę nie mieliśmy nawet gdzie się podziać.
- Długa historia... - rzuciłam krótkie spojrzenie na blondyna, który również na mnie patrzył. - Możemy wejść?
- Jasne. - cicho odpowiedziała blondynka i zrobiła nam miejsce, żebyśmy mogli swobodnie wejść do środka.
Maria zaprowadziła nas od razu do salonu mówiąc, że mamy się rozgościć, a ona wróci do nas za chwilę, tylko zarzuci coś na siebie. Pokiwaliśmy jedynie głowami, a ja omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Było kurewsko dobrze urządzone. Ale nie było w tym nic nadzwyczajnego, moja przyjaciółka zawsze miała dobry gust. Gdy to pomyślałam odruchowo spojrzałam na Sebastiana siedzącego na kanapie. Tak, zdecydowanie Maria wiedziała, co najlepsze. I może pomysł związania się z Bachem nie był wcale taki najgorszy? Rachela już nie odzyskam, bez względu na to, co bym zrobiła. On nie jest typem człowieka, który potrafi wybaczać. Przeciwnie, jest uparty i zawzięty. Tylko czy na pewno jestem już gotowa na nowy związek? I to taki, który skrzywdzi więcej osób? Czy potrafię budować swoje szczęście na cierpieniu innych?
Moje rozmyślania przerwał powrót Marii, która przykryła koszulkę miękkim szlafrokiem. Zauważyłam, że gdy tylko blondynka pojawiła się w pokoju, Baz zmierzył ją uważnym wzrokiem. Nie dziwiłam się. W końcu jeszcze nie tak dawno temu to samo ciało przytulało się do niego i oddawało z ochotą.
- Co ci się stało? - zapytała fotografka lustrując oczami twarz wokalisty. Popatrzeliśmy oboje na siebie i ciężko westchnęliśmy, a ja, uprzednio siadając na fotelu i czekając, aż Maria uczyni to samo, zaczęłam opowiadać.
- ...i Rachel się domyślił? - dokończyła za mnie, gdy opowiedziałam już wszystko i skinieniem głowy wskazała w stronę byłego chłopaka. Ślady po bójce już trochę zeszły, ale i tak jestem pewna, że utrzymają się przez następne kilka dni, jeśli nie tygodni. Pokazaliśmy jej naszymi minami, że trafiła w dziesiątkę, a Richards spojrzała na mnie w taki sposób, że gdyby wzrok mógł zabijać, leżałabym już martwa na podłodze. W ogóle atmosfera zrobiła się tak gęsta, że spokojnie można by powiesić w niej siekierę.
- A ode mnie czego chcecie? - warknęła nie spuszczając ze mnie morderczego wzroku.
- Nie znajdziemy w 5 minut mieszkania i to na dodatek w środku nocy, więc pomyśleliśmy, że moglibyśmy zatrzymać się na jakiś czas u ciebie... Dopóki sobie czegoś nie znajdziemy. - wytłumaczył Sebastian skupiając na swojej osobie uwagę Marii.
- Czyli teraz jesteście słodką i szczęśliwą parką? - zironizowała dziewczyna głosem pełnym jadu.
- Naprawdę uważasz, że jesteś odpowiednią osobą do prawienia nam morałów?! - podniosłam głos, bo puściły mi nerwy. Kto jak kto, ale fotografka nie miała prawa wypowiadać się na ten temat. Sama przecież zostawiła Sebastiana w chamski i krzywdzący sposób. I właśnie już miała mi odpowiedzieć, gdy do akcji wkroczył Bach.
- Dziewczyny, przestańcie! To raczej, kurwa, nie jest odpowiedni moment na kłótnię! Pomożesz nam czy nie? - spojrzał na swoją byłą dziewczynę, a ona pokiwała nieznacznie głową. 
Zapowiada się bardzo przyjemny dzień, pomyślałam z przekąsem, odchylając głowę do tyłu.

- Daj spokój. Możemy sobie podać ręce. Obydwie zniszczyłyśmy swoje związki. - powiedziałam wyciągając kubek z szafki. Maria w tym czasie wlewała wodę do czajnika. Byłyśmy same w kuchni, Sebastian położył się spać na kanapie.
- Ivy, to są dwie różne sytuacje i dobrze o tym wiesz. - blondynka odstawiła przedmiot i zapaliła papierosa. 
- Od kiedy palisz? - zdziwiłam się, marszcząc brwi. Maria zawsze była przeciwniczką palenia i nie raz krytykowała mnie za mój nałóg.
- Kocham Sebastiana, wiesz o tym doskonale, a tak po prostu dałaś mu się przelecieć. - dziewczyna zignorowała jednak moje pytanie i po raz kolejny mocno zaciągnęła się dymem.
Zamilkłam nie wiedząc, co powiedzieć. Miała rację, wiedziałam, że nadal czuje coś do blondyna. I chyba naprawdę nie powinniśmy do niej przyjeżdżać. 
- Bez znaczenia. Widziałam jak on na ciebie patrzy. - wzruszyła ramionami, gdy powtórzyłam na głos moje myśli. - Wiem, bo kiedyś tak patrzył na mnie. - jej oczy zrobiły się lekko szkliste, ale dziewczyna szybko zamrugała i zgasiła niedopałek w popielniczce.
- Maria... - zaczęłam, ale przerwała mi szybko ruchem ręki nakazującym mi się zamknąć.
- I masz pierdoloną rację. - podniosła na mnie swój wzrok, a ja oparłam się o lodówkę. - Ja też nie byłam fair.



Jednak udało mi się coś napisać :) Jakoś tak chcę mi się pisać to opowiadanie :D
Ale Kochani... Wróciłam z blogiem generalnie dla siebie, aczkolwiek piszę też dla Was, więc proszę Was, kurde, wyraźcie jakąś opinię :) Bo równie dobrze mogę pisać do szuflady...

piątek, 12 grudnia 2014

Psycho Love - Rozdział 19

Obudziłam się, gwałtownie otwierając oczy. Tej nocy to już któryś raz z kolei. I nie wiem, czy to dlatego, że było mi strasznie gorąco, czy może jednak przez to, że nie mogłam wyrzucić z głowy tego, co zaszło między mną a Sebastianem. Wspomnienie tych chwil podczas nocy wracało do mnie ze zdwojoną siłą. Ciężko mi było samej sobie odpowiedzieć na pytanie "czy żałuję"... Bo na dobrą sprawę nie żałowałam... Żałowałam chyba jedynie, że tak późno to się stało... Nie chodzi o to, że od początku jestem zakochana w blondynie, tylko od dawna coś między nami było... Pewnego rodzaju chemia? To chyba dobre określenie.
Obróciłam się w drugą stronę i zobaczyłam, iż jestem sama. Wytężyłam wzrok rozglądając się naokoło i próbując zobaczyć coś przez materiał namiotu, jednak nie było to zbyt łatwe biorąc pod uwagę ciemności panujące na zewnątrz. Widocznie to właśnie wyjście Rachela mnie zbudziło. No właśnie... Rachel. Nie jestem pewna, czy basista czegoś się domyśla, ale z pewnością męczy go sytuacja, w której ja skrzętnie unikam jakiejkolwiek rozmowy. To takie odkładanie tematu "na później" i tak nic mi nie daje, a sprawia, że wszyscy się męczymy i wiem to doskonale, ale jestem tchórzliwą suką, która najpierw zdradza swojego faceta z jego najlepszym przyjacielem, a później nie ma mu nawet odwagi tego powiedzieć. Westchnęłam myśląc o tym, jaka to jestem żałosna i mój wzrok skierował się na paczkę papierosów leżącą obok moich glanów. Tak, potrzebowałam teraz dymu w płucach. Wygrzebałam się ze śpiwora i założyłam buty na nogi nie bawiąc się nawet w ich wiązanie, a następnie chwyciłam fajki i chwilę później byłam już na powietrzu. Otuliłam się własnymi ramionami, bo od wody wiał mało przyjemny wiatr. Mogłam zarzucić na siebie chociaż jakiś sweter, ale nie chciało mi się wracać do namiotu. Wyjęłam papierosa z paczki i gdy wkładałam go do ust, kątem oka zauważyłam jakieś małe światełko w oddali. Spojrzałam w tamtą stronę i okazało się, że kilka kroków ode mnie, w miejscu gdzie od dwóch dni rozpalaliśmy ogniska, siedzi Bolan i nerwowo pali papierosa. Odwróciłam wzrok i odpaliłam szluga głośnym kliknięciem zapalniczki, co zwróciło uwagę basisty, bo momentalnie na mnie spojrzał. Skoro już mnie zauważył, to podejdę, pomyślałam i wolnym krokiem zaczęłam iść w jego stronę.
- Nie możesz spać? - zapytałam siadając obok niego na kawałku drewna.
- Taa. - mruknął wypuszczając dym z płuc. - Przepraszam, jeśli cię obudziłem.
- Właściwie to sama nie wiem, co mnie obudziło. - zaśmiałam się delikatnie i zaciągając dymem oparłam głowę o jego ramię. Jakoś tak potrzebowałam teraz poczuć ciepło jego ciała. Jestem popierdolona... Ale Rachel odruchowo cofnął rękę, abym mogła bardziej się wtulić i położył dłoń na moim pasie przyciągając bliżej siebie. Siedzieliśmy tak w ciszy nie wiem jak długo, każdy pogrążony w swoich myślach, skupiony na paleniu papierosów, które odpalaliśmy raz za razem. W ramionach bruneta czułam się tak bezpiecznie, jego zapach działał na mnie kojąco, wiedziałam, że po prostu jestem... kochana. A ja głupia przespałam się z Sebastianem. Przy którym też czułam się niezwykle... Ale to nie było to samo. Szkoda, że zrozumiałam to po fakcie... Jestem beznadziejna... I wiem, że to co się stało to też moja wina i teraz nie powinnam płakać jaka to jestem żałosna, bo irytują mnie tego typu ludzie, tyle że nie bardzo wiedziałam, co innego mogłabym zrobić w tej sytuacji.

Rachel:
Coś było nie tak. Odkąd tu przyjechaliśmy czuję, że coś się zmieniło. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale wiem, że ma to związek z Ivy i Sebastianem. Coś zaszło między nimi pierwszej nocy tutaj, bo od tamtej pory obydwoje unikają się jak mogą. Pomyślałbym, że po prostu się pokłócili, ale w tym samym momencie Ivy zaczęła też oddalać się ode mnie, a to już mnie bardzo dziwi. Bo jeżeli chodziłoby o kłótnię to raczej nie odbiłoby to się na naszym związku. A może... Nie! To niemożliwe! Nie zrobiłaby mi tego! Baz też nie byłby taką świnią! Nie ma mowy...
Ale sam w sobie zasiałem ziarno niepewności. I zacząłem przypominać sobie wszystkie sytuacje tutaj, kiedy chciałem się z nią kochać, a ona zawsze miała jakąś wymówkę. Kiedy się całowaliśmy przerywała, gdy tylko robiło się namiętniej. Jedynie teraz sama z siebie przyszła się przytulić. Ale to nie miało już żadnego znaczenia, może chciała zagłuszyć wyrzuty sumienia... Albo co gorsza odciągnąć moje myśli od zastanawiania się, dlaczego moja dziewczyna mnie unika. Że też nie domyśliłem się wcześniej. Ja pierdolę. Jestem frajerem.

Ivy:
Zaczęłam już powoli przysypiać, gdy nagle Rachel wstał z takim impetem, że prawie spadłam z miejsca, na którym siedziałam. Zmarszczyłam brwi dziwiąc się jego zachowaniu. W końcu przez ostatnie 10 minut nic nie mogło go tak zdenerwować.
- Co Ty odwalasz? - krzyknęłam do oddalającego się basisty.
- Spierdalam stąd! - odkrzyknął w odpowiedzi i kopnął jakiś kamień, który leżał mu na drodze.
- Rachel! - wrzasnęłam idąc za nim, ale on ani myślał się zatrzymywać. Wyglądał jakby moje słowa w ogóle do niego nie docierały. Skupiony był jedynie na tym, żeby jak najszybciej dostać się do naszego namiotu.
- Ja pierdolę, co tak drzecie te mordy... - obok mnie wyłonił się zaspany Snake, którego najwidoczniej obudziliśmy, bo własnie przecierał oczy, aby bardziej się rozbudzić. A zaraz po Sabo zaczęli wychodzić inni członkowie zespołu. I tak już po chwili wszyscy staliśmy w półokręgu i patrzyliśmy, jak Bolan nagle zawraca i z mordem w oczach kieruje się w naszą stronę. Wiedziałam co to oznacza... Spojrzałam z przestrachem na Sebastiana, który wyglądał jakby również się domyślał. Miałam jednak nadzieję, że się mylimy i Rachel jest wkurwiony z innego powodu. Ale innego powodu nie miał. Kur...
Nawet nie zdążyłam przekląć sobie w myślach, bo zanim ktokolwiek zdołał zareagować, Bach leżał na ziemi trzymając się za twarz. Chłopaki od razu rzucili się, żeby odciągnąć basistę, a ja podeszłam do niego chwytając za ramię. To może nie był najlepszy pomysł, ale musiałam coś zrobić w tej sytuacji.
- Nie dotykaj mnie! - warknął i wyszarpnął się z mojego uścisku patrząc mi w oczy. - Myślałaś, że się nie domyślę, że się pierdoliliście? Nie jestem aż taki głupi! - czułam na sobie ten zdezorientowany wzrok chłopaków, gdy już pomogli się podnieść Bachowi, ale nie byłam w stanie na nich spojrzeć. Chociaż może powinnam, bo lód i pogarda, które dostrzegłam w oczach Rachela łamały mi serce.
- Jesteś zwykłą zakłamaną dziwką! - wysyczał te słowa prosto w moją twarz, a następnie splunął mi pod nogi. - Może nie tylko z nim mnie zdradziłaś, co? Może przeleciało cię całe Skid Row i jeszcze inne okoliczne zespoły? Mieli za darmo, czy tylko ja robiłem za takiego fra... - przerwał mu mocny policzek wymierzony z mojej strony. Tego już było dla mnie za wiele. Miał prawo być zły, ale ostro przesadził. Nie byłam z siebie dumna, ale kurwa nie przespałam się ze wszystkimi!
Basista jedynie prychnął i chwycił się za piekące miejsce, na którym pozostał lekko czerwony ślad po mojej dłoni.
- Masz rację... Zdradziłam cię z Sebastianem, ale nie jestem pierdoloną dziwką! - reszta teraz wpatrywała się w wokalistę myśląc zapewne, że to on zaciągnął mnie do łóżka z tęsknoty za Marią.
- To właśnie sprawia, że jesteś. - powiedział to z taką pewnością i odrazą w głosie, że zamilkłam z braku argumentów. - A ty - wycelował palec w blondyna - nie jesteś już w zespole i nigdy więcej nie chcę cię już widzieć! Wypierdalaj stąd! A najlepiej wypierdalajcie razem! - po tych słowach zaczął ciężko dyszeć i już chciał się odwrócić na pięcie i odejść, gdy doskoczył do niego Sebastian... i walnął w twarz! Co oczywiście spowodowało wywiązanie się bójki.
A ja stałam jak idiotka, patrzyłam jak basista z wokalistą okładają się nawzajem pięściami, podczas gdy reszta próbuje ich od siebie odciągnąć, i zastanawiałam się, jak mogłam doprowadzić do takiej sytuacji. Jak mogłam być, aż tak bezmyślna uprawiając seks z Sebastianem. Jak mogłam doprowadzić do tego, żeby nagłe i chwilowe pożądanie tak objęło nade mną kontrolę. Jakim człowiekiem trzeba być, aby tak zranić ukochaną osobę. Przecież to było więcej niż pewne, że prędzej czy później wszystko się wyda. Rachel ma rację, nie jest głupi, a ja jestem zakłamaną dziwką. I, gdyby jeszcze tego było mało, właśnie rozwaliłam zespół.




No to kolejny rozdział już za nami. Wyszedł mi jakiś taki krótki, nie wiem dlaczego...
Wiecie... nie spodziewałam się, że dostanę mnóstwo komentarzy, bo zapewne mała część czytelników mnie jeszcze pamięta, ale gdy widzę, że 40 osób przeczytało poprzedni rozdział, a 3 osoby skomentowały to zastanawiam się, o co chodzi. No, ale nie będę marudzić i dziękuję tym, którzy jednak postanowili wyrazić swą opinię :)
Co do następnego rozdziału... Chciałabym, aby pojawił się za tydzień, ale w sumie ciężko powiedzieć, jak mi pójdzie pisanie, więc nic nie obiecuję :)

czwartek, 4 grudnia 2014

Psycho Love - Rozdział 18

No to tak jakby... witajcie :) Trudno mi powiedzieć, czy jest to wielki come back, ale z pewnością powrót na kilka rozdziałów (czyli gdzieś tak do końca tego opowiadania). Wiem, że napisałam, że już nigdy nic się tu nie pojawi, ale jakoś strasznie mi to opowiadanie siedziało na wątrobie i czułam, że po prostu muszę je skończyć! Może to dlatego, że moje wymarzone studia (na które udało mi się dostać), jednak nie okazały się takie wymarzone i nie mam możliwości, żeby wyżyć się na nich pisarsko. I tak na koniec jeszcze tylko dwie małe prośby:
1. Podejrzewam, że zbyt dużo osób tego nie przeczyta, bo zauważyłam, że większość blogerek opuściło swoje blogi, ale jeżeli znajdzie się chociaż jedna taka osoba to proszę o opinię :)
2. Zachęcam do spojrzenia w lewo, tam gdzie znajdują się polecane przeze mnie blogi, ponieważ pewne wspaniałe pisarki postanowiły również wrócić, więc serdecznie zapraszam Was na ich blogi :)

To tyle tytułem dosyć długiego wstępu :)




Siedziałam na jakiejś prowizorycznej ławce zrobionej z pnia powalonego drzewa z butelką piwa w jednej ręce, i patykiem z nabitą na niego pianką w drugiej. A raczej kleistą cieczą, która teraz kropla po kropli skapywała wprost do buchających płomieni. Zamyśliłam się trochę i nie zauważyłam, że miękki przysmak już dawno się stopił. Otrząsnęłam się lekko słysząc jak któryś z chłopaków rozbija pustą już butelkę o jakąś skałkę. Ale nawet nie spojrzałam w tamtą stronę tylko zerknęłam delikatnie w stronę Sebastiana, lecz on skutecznie unikał mojego wzroku. Próbowałam wywołać w nim jakąś reakcję wpatrując się w niego uporczywie, ale jedyne co osiągnęłam to gwałtowne wstanie chłopaka i odejście od nas nie wiadomo gdzie. Westchnęłam jedynie i wrzuciłam patyk do ogniska, po czym wypiłam duszkiem połowę piwa, którą miałam w trzymanej butelce. Nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Chłopaki świetnie się bawili żartując, grając na gitarach i śpiewając piosenki ABBY. Tak, nie byli trzeźwi.
Gdy tak siedziałam tępo wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą siedział blondyn, poczułam silną dłoń chwytająca mnie za podbródek i zanim się zorientowałam zostałam namiętnie pocałowana przez Rachela. Oddałam czułość, ale jednocześnie zakończyłam pieszczotę tak szybko, jak tylko to było możliwe. I bynajmniej nie zrobiłam tego przez odurzającą woń alkoholu, która mogłam wyczuć z odległości kilku dobrych metrów. Bolan spojrzał na mnie z niemym pytaniem w oczach. W sumie nie dziwiłam mu się. Normalnie rzucałam się na niego sama inicjując czułości, a tu nagle zaczynam go od siebie odpychać. Ale w tamtym momencie nie mogłam postąpić inaczej...
- Wszystko ok? - zapytał brunet starając się spojrzeć mi w oczy, ale unikałam jego wzroku udając, że widoki przed nami są bardziej interesujące.
- Mhm. - mruknęłam jedynie, zaszczycając go jednak spojrzeniem. - Chyba pójdę się przejść. - powiedziałam i momentalnie wstałam z miejsca nie oglądając się za siebie. Ale i tak wiedziałam, że basista poszedł za mną, bo słyszałam jego kroki.
Szliśmy tak przez jakiś czas, ja kilka kroków przed nim, gdy poczułam szarpnięcie za nadgarstek.
- Ivy poczekaj! - warknął i siłą odwrócił mnie w swoją stronę. Swoja drogą chyba już lekko wytrzeźwiał, bo oczy przestały mu tak błyszczeć jak wcześniej i w ogóle wydawał się bardziej ogarniać otaczający go świat. - Od wczoraj nie dajesz mi się prawie w ogóle dotknąć, nie mówiąc o tym, że prawie się nie odzywasz...  na te słowa spuściłam wzrok. - Więc? Dowiem się w końcu o co chodzi?... I dlaczego Sebastian też mnie unika? - mówiąc to podszedł bliżej i wpatrywał się głęboko w moje oczy, zapominając o mruganiu, jakby to z nich chciał dowiedzieć się jak jest naprawdę i znaleźć odpowiedzi na swoje pytania. A ja stałam teraz jak słup soli i tępo wpatrywałam się w jego czekoladowe tęczówki, widząc, że chociaż zamroczony alkoholem, zaczyna domyślać się prawdy. Usilnie starałam się zmusić mój mózg do jak najszybciej reakcji, bo wiedziałam, że coraz dłuższa cisza działa zdecydowanie na moją niekorzyść... Ale co mu niby miałam powiedzieć?
- O nic nie chodzi. - wydusiłam z siebie w końcu. - Po prostu ostatnio nie mam humoru. To pewnie przez tą całą sprawę z Marią, Ale widzę, że Wy się świetnie bawicie, więc nie będę Wam psuła wyjazdu. - uśmiechnęłam się blado do mojego chłopaka (w tej chwili, aż ciężko mi o tym myśleć) i nie czekając na jego reakcję poszłam szybkim krokiem w przeciwnym kierunku do bawiących się chłopaków.

Minęłam się bez słowa z Sebastianem i usiadłam na trawie mając idealny widok na pewne miejsce na uboczu, w którym wczoraj tak dużo się wydarzyło...

Kiedy ognisko już było ugaszone, a wszyscy szykowali się do spania, ja postanowiłam przejść się jeszcze brzegiem jeziora. Czułam, że taki samotny spacer w blasku księżyca pozwoli mi spokojniej zasnąć.  Zostawiłam więc chłopaków i skierowałam się w stronę błyszczącej tafli wody, a chwilę po tym jak zeszłam z niewielkiej górki, zdjęłam buty z nóg i zanurzyłam stopy w ciepłym jeszcze piasku. Szłam tak sobie rozmyślając o sytuacji z Marią. Nadal byłam na nią wściekła, ale z drugiej strony była moją najlepszą przyjaciółką (przynajmniej przed swoim wyjazdem). Nienawidziłam sytuacji, w której totalnie nie wiedziałam, co robić. Bezradność to chyba najgorsze uczucie świata. Westchnęłam jedynie i zauważyłam, że doszłam już do końca brzegu. Ale nie byłam sama. Kilka kroków przede mną stała jakaś postać, ale nie byłam pewna, czy to któryś z chłopaków, czy ktoś obcy, bo była już noc, na plaży żadnego oświetlenia, więc jedyne co byłam w stanie zobaczyć to zarys postaci. Postanowiłam więc odwrócić się i wycofać.
- Jak chcesz możesz się przyłączyć. - uśmiechnęłam się delikatnie słysząc głos wokalisty Skid Row.
- Nie wiedziałam, że to Ty. - podeszłam bliżej i stanęłam na przeciwko chłopaka zadzierając wysoko głowę do góry, żeby móc spojrzeć mu w twarz.
- Jakoś nie chciało mi się spać to postanowiłem pogapić się trochę na wodę. - wzruszył ramionami spoglądając w moje oczy.
- Wiesz... - zaczęłam śmiejąc się i zagryzając wargę. - zrobiłeś się ostatnio strasznie melancholijny. Gdzie się podział Sebastian, którego wcześniej znałam? Imprezowicz nie traktujący życia poważnie? - uniosłam brwi czekając na jego reakcję. 
No i cóż... Nie musiałam zbyt długo na nią czekać. Zostałam po prostu złapana w pół i wrzucona do wody zanim zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób. 
- Właśnie wrócił! - krzyknął Baz śmiejąc się z mojej zaskoczonej miny. Na początku byłam na niego wściekła, ale woda nie okazała się wcale taka zimna, jak sądziłam, więc zaczęłam sobie po prostu w niej pływać zachęcając blondyna, aby do mnie dołączył. Po chwili wahania zrobił to i teraz siedzieliśmy w jeziorze razem chlapiąc się nawzajem, albo patrząc w księżyc. Nie powiem, to było całkiem romantyczne... Pływaliśmy sobie w totalnie pustym jeziorze oświetlani jedynie blaskiem księżyca... I to chyba ta atmosfera sprawiła, że gdy tak się wygłupialiśmy będąc bardzo blisko siebie, a Bach przez przypadek musnął wargami kącik moich ust, ja zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam w jego ciało. W odpowiedzi blondyn odsunął się lekko ode mnie, objął dłonią moją twarz i delikatnie pocałował. Przeszedł mnie dreszcz i przywarłam ciałem do jego ciała pogłębiając pocałunek. Nie myślałam wtedy o tym, że całuję się właśnie z najlepszym przyjacielem mojego chłopaka, który jest jedynie kilka metrów od nas. Chciałam więcej. I Sebastian najwidoczniej tez tego pragnął, bo złapał mnie za pośladki i lekko uniósł, abym oplotła go nogami w pasie. Gdy już to zrobiłam, zaczął powoli kierować się w stronę wyjścia z wody nie przerywając pocałunku. Kiedy byliśmy już na brzegu, wokalista położył mnie delikatnie na piasku, który momentalnie oblepił moje mokre ciało i włosy, a sam zawisnął nade mną patrząc głęboko w oczy. Żadne z nas się nie odzywało. Słowa były w tym momencie zbędne. Liczyło się tylko to, że w naszych oczach było widać pragnienie, aby jak najszybciej stać się jednością. 
Podniosłam głowę i złączyłam nasze wargi ciągnąc chłopaka na siebie. Po chwili Bach przewał pocałunek, a ja poczułam jego język sunący po mojej szyi i schodzący coraz niżej. Spotęgowało to moje pożądanie i sprawiło, że momentalnie pozbyłam się jego koszulki, która lepiła się do wilgotnego ciała Sebastiana. Dłonie chłopaka szybko znalazły się pod moją koszulką, a jeszcze szybciej ją zdjęły. Usta blondyna scałowywały teraz kropelki wody z mojego brzucha spływające z jego mokrych włosów. Jego pieszczoty doprowadzały mnie do szaleństwa, więc nie czekając dłużej odepchnęłam go od siebie tak, że usiadł na piasku i teraz to ja pieściłam jego klatkę piersiową.
Z każdą chwilą napięcie między nami rosło, a pożądanie buzowało w naszych żyłach skutecznie zamroczając nasze umysły. 
Nim się obejrzałam już leżałam z powrotem na piasku, a Sebastian delikatnie rozchylał moje uda znajdując sobie między nimi idealne miejsce...

Tak. Zdradziłam Rachela. Faceta, którego, jak mi się jeszcze do wczoraj wydawało, kochałam najbardziej na świecie...


sobota, 1 lutego 2014

This is the end...

Chyba nie ma sensu Was zwodzić, mówiąc, że coś jeszcze napiszę. Bo tak się nie stanie. Przez ostatnie miesiące odeszłam zupełnie od pisania i raczej do niego nie wrócę. A nawet jeżeli to zrobię to prawdopodobnie będzie to zupełnie nowa historia niezwiązana z tymi, które pisałam.

Trochę żal, bo ile czasu, serca i uwagi poświęciłam blogom wiem tylko ja. I jestem zła na siebie, że nie potrafię doprowadzić żadnej z historii do końca, ale szczerze mówiąc, tak dawno nie pisałam, iż z pewnością nie "wbiłabym się" do fabuły, nie poczułabym jej, tak jak miało to miejsce na początku, gdy dodawałam rozdziały regularnie.

Wiem, że zostawiam dużo nieskończonych wątków, ale z drugiej strony każda z Was może sobie dopisać zakończenie, takie jakie by jej się marzyło. I z pewnością wszystkie będą lepsze od tych, które ja bym wymyśliła :)

A teraz podziękowania.
Dziękuję wszystkim bez wyjątku, którzy byli ze mną, czytali, komentowali, wspierali, pocieszali, opieprzali kiedy było trzeba, doradzali i robili wszystko, żeby moja przygoda z pisaniem wyglądała tak jak wyglądała :*

A teraz bardziej osobiście dziękuję:
Dirty Rose - która jest moją rodzoną siostrą (tak, naprawdę tak jest) za to, że część wydarzeń była trochę jej zasługą, za sprawdzanie i korygowanie niektórych rozdziałów przed ich opublikowaniem, za dobre słowo, ale i czasem za konstruktywną krytykę <3
Liz - za przyjaźń, bycie moim psychologiem i przygody, których nie zapomnę do końca życia :*
Rain - za komentarze, które były kopem do dalszego pisania, bo wiedziałam, że ktoś czeka na to, żebym coś dodała, te zajebiste wsparcie i ogromną wiarę w moje możliwości :*
Angie - za rozmowy, których nigdy nie zapomnę i przyjaźń :*
Hannah McKagan - bo zawsze wiernie czytałaś i pisałaś piękne komentarze <3
Cassie Everly - bo byłaś taką dobrą duszyczką <3

A także:
Carli Jon McKagan, Rose, Ninde, bad_ass, Miss Nothing, Ironic Dreams, Vicky, Mist, A. W. Grey i wszystkim Anonimom - byłyście i jesteście fantastyczne <3 

I tak oto kończy się moja przygoda z opowiadaniami. W życiu bym się nie spodziewała, że niby taka błaha rzecz może tak odmienić czyjeś życie. A jednak! Uważam to za jedną z najlepszych decyzji w moim życiu, bo podwyższyłam poziom swoich możliwości pisarskich oraz mogłam podzielić się z kimś swoją pasją i wytworami wyobraźni :)

Nie chcę się za bardzo rozpisywać, bo jest tyle rzeczy, które chciałabym Wam przekazać, że z pewnością połowę bym ominęła, użyję więc tylko jednego słowa: DZIĘKUJĘ! :*

A! No i trzymajcie w maju kciuki, bo Wasza Starlight pisze maturę, a żeby mogła zrealizować swoje marzenia, musi ją zdać z dobrym wynikiem :)

Trzymajcie się i


Keep on rockin' fuckers! \m/

P.S. Nie bardzo mam czas, żeby czytać Wasze rozdziały, ale niewykluczone, że raz na jakiś czas zobaczycie mój komentarz pod postem :)
P. S. 2: Jeśli chcecie mnie poznać, pogadać, wyjść na piwo czy cokolwiek odsyłam tutaj.

sobota, 19 października 2013

Dead Flowers - Rozdział 9

Mój blog obchodzi dzisiaj swoje pierwsze urodziny! Nie wierzę w to, jak szybko ten czas minął. A zmian, jakie zaszły przez ten rok na blogu i w moim życiu, aż trudno zliczyć. Przez moje pisanie poznałam naprawdę wspaniałych ludzi, którzy zawsze mnie wspierali, i bez których teraz nie mogę się już obejść w życiu  <3 Dziękuję też wszystkim czytelnikom za ponad 20 000 wyświetleń i wszystkie komentarze, które zawsze były i są dla mnie bardzo ważne. Dziękuję :3

A teraz zapraszam na nowy rozdział, który moim zdaniem jest trochę... dziwny. No, ale nieważne. Miłego czytania :) No i przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia, ale nie sprawdzałam już tego drugi raz.



Debbie:

I tak mijały nam powoli dni. Chłopaki siedzieli w domu, robili próby i próbowali załatwiać koncerty, a ja chodziłam do pracy. Tak też było i dzisiaj. Skończyłam swoją codzienną robotę w sklepie i poszłam do mieszkania. Zawsze po pracy idę od razu do Gunsów, ale stwierdziłam, że dziś zrobię wyjątek i zajrzę do nich dopiero pod wieczór.
Na ulicach zaczynało się robić pomarańczowo z delikatnymi odcieniami różowego. Podniosłam wysoko głowę i zobaczyłam ponad budynkami słońce chylące się właśnie ku zachodowi. Przepiękny widok. Mam wrażenie, że w Polsce nie robiło to na mnie takiego wrażenia. Albo po prostu nie zwracałam na to większej uwagi. Odetchnęłam głęboko chłonąc każdy znikający promień i uśmiechnęłam się delikatnie. Los Angeles to jednak piękne miasto. No, oczywiście zdarzają się dzielnice, gdzie raczej nic fajnego nie ma, ale tak jest wszędzie. To miasto ma w sobie jakiś magnez, który powoduje, że jeśli raz się tu przyjedzie to nie ma już odwrotu i trzeba tu zostać. Nigdy bym nie pomyślała, że będę na to patrzeć w taki sposób, a jednak sądzę, że nigdy nie chcę opuszczać tego miejsca. Podobno każdy człowiek ma jakieś swoje miejsce na ziemi, które jest mu przypisane. To coś podobnego do tych dwóch połówek jabłka. Tyle, że nie chodzi o ukochaną osobę, a o ukochane miasto, przestrzeń do życia. Moim zdecydowanie jest L.A. I pomyśleć, że jeszcze nie dawno marzyło mi się życie w Anglii. Ale cieszę się z tego, że nie wyszło i mam szansę egzystować tutaj. Myślę, że dobrze ją wykorzystam.
Na rozmyślaniach minęła mi cała droga do domu i nim się obejrzałam stałam przed moim blokiem. Z kieszeni ramoneski wydobyłam klucze i weszłam na klatkę. Już miałam podejść do windy, którą swoją drogą w końcu ktoś naprawił, gdy coś mnie tknęło i podeszłam, żeby sprawdzić pocztę. Jak zawsze pełno było ulotek, znalazł się nawet jakiś rachunek. Przeglądałam je machinalnie, gdy coś przykuło moją uwagę. A mianowicie biała koperta. Zmarszczyłam brwi, ale wszystko się wyjaśniło, gdy odwróciłam ją na drugą stronę. To było pismo z uniwersytetu UCLA. Przez ostatnie wydarzenia zupełnie zapomniałam, że złożyłam podanie na studia. Spojrzałam na datę. Wysłane tydzień temu. Wyrzucałam sobie w duchu, że przez tyle czasu nie sprawdzałam poczty, ale już nic nie mogłam na to poradzić. Nawet nie wiedziałam, czy mnie przyjęli. Stwierdziłam, że nie będę otwierać listu na klatce schodowej i nie czekając na windę pobiegłam schodami. Tak mi się spieszyło, że gdy tylko otworzyłam drzwi od mieszkania, od razu zaczęłam rozrywać kopertę. Wydobyłam w końcu z niej białą kartkę i zaczęłam czytać literka po literce.


Izzy:

Siedzieliśmy własnie z chłopakami i Mandy w salonie, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Spodziewałem się, że to może być Debbie, więc wstałem i podszedłem do drzwi. Nie zdążyłem ich nawet dobrze otworzyć, gdy rudowłosa rzuciła mi się na szyję oplatając mnie w pasie nogami, piszcząc przy tym i śmiejąc się równocześnie. Nie wiedziałem o co chodzi, ale objąłem ją i mocno przytuliłem.

- Przyjęli mnie! Rozumiesz? Przyjęli mnie!
Postawiłem ją na nogi i z niemym pytaniem w oczach spojrzałem na jej twarz.
- Och, no. Na studia! - rzuciła zniecierpliwiona, a po chwili na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
Poczułem, że serce zaczyna mi się radować razem z nią i również się uśmiechnąłem.
- To zajebiście! - położyłem jej dłonie na policzkach i pocałowałem gorąco.
Spytałem ją jeszcze tylko o kierunek, bo zdałem sobie sprawę, że nie wiem najważniejszej rzeczy i zaprowadziłem moją studentkę do salonu.
- Ludzie. Powitajcie naszą przyszłą panią reżyser!
Miny wszystkich mówiły tyle, że zupełnie nie wiedzą o co chodzi, więc szybko im wytłumaczyliśmy. Oczywiście rzucili się z gratulacjami, a Slash powiedział: "Trzeba to opić!". No jak trzeba to trzeba.


Debbie:

Byłam tak podekscytowana, że nie mogłam przestać się uśmiechać. Oczywiście każda okazja jest dobra, żeby się napić, więc przed nami piętrzyły się butelki z alkoholem, a każdy z nas wlewał w siebie coraz więcej. Śmiałam się właśnie z kolejnej historyjki opowiadanej przez Stevena, która zupełnie nie była zabawna, ale jak Steven coś opowiada to trudno się nie uśmiechnąć, gdy Izzy chwycił mnie za rękę i zaprowadził przed dom. Odgarnęłam włosy z twarzy jednym ruchem i uważnie przyjrzałam się mojemu mężczyźnie. Z tego co widzę po jego oczach to nic nie brał, ale w sumie i tak nie miało to żadnego znaczenia. Obydwoje lubiliśmy się zabawić i nie widziałam w tym nic złego. Delikatny wiatr roztrzepał lekko fryzurę Stradlina, a on w tym samym momencie podniósł na mnie wzrok stając tylko kilka centymetrów przede mną. W jego oczach zobaczyłam takie pożądanie, że poczułam jak robi mi się gorąco, policzki płoną, a całe ciało pokrywa gęsia skórka. I wtedy przywarł wargami do moich warg, a swoim ciałem do mojego. Całowaliśmy się zachłannie wciąż nienasyceni siebie. Pragnąc więcej i więcej. Kiedy poczułam jak jego ręka wsuwa się pod materiał mojej czarnej sukienki oderwałam się od jego ust na dosłownie kilka milimetrów i wyszeptałam z trudem łapiąc oddech:
- Jesteśmy przed domem.
- Och daj spokój. Jest ciemno, a poza tym nikogo nie ma.
I znowu mnie pocałował skutecznie zamykając mi usta. Jego język pieścił mój, podczas gdy jego ręka wędrowała wzdłuż całego mojego ciała. Nie chcąc już dłużej czekać, sięgnęłam ręką do jego spodni i zgrabnym ruchem je odpięłam. Rytmiczny za to jednym ruchem zdarł ze mnie bieliznę, a następnie zdjął bokserki i całując moje spragnione wargi wszedł we mnie. Krzyknęłam głośno i przyciągnęłam go bliżej siebie. Fakt, że uprawiamy seks przed domem i w każdej chwili ktoś może nas zobaczyć dodawał niesamowitej adrenaliny, jednocześnie wzmagając nasze pożądanie. Izzy poruszał biodrami szybko i rytmicznie, a ja wiedziałam, że już dłużej nie wytrzymam i doszłam z niemym krzykiem wypisanym na twarzy, wbijając mu paznokcie pomalowane na krwistą czerwień w bark. Brunet szczytował krótko po mnie, a ja czując ciepły płyn w sobie, złączyłam nasze wargi.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy, naciągnęliśmy bieliznę, a ja rozglądnęłam się dookoła sprawdzając czy nie mieliśmy żadnych świadków. Nikogo nie widziałam, więc wygląda na to, że nie. Gdy już chciałam się odwrócić i pójść do domu, Jeff zatrzymał mnie chwytając za nadgarstek.
- Wprowadź się do mnie.
Zamarłam i wytrzeszczyłam na niego oczy. Wprowadzić się? W jednej sekundzie przez moją głowę przeleciało milion myśli. W końcu nie byliśmy razem długo, nie zdążyliśmy się jeszcze dostatecznie dobrze poznać. W praktyce i tak większość czasu spędzam u nich w domu, ale zawsze mam swoje mieszkanie, gdzie mogę się zaszyć, gdy nie chcę z nikim rozmawiać. W mojej głowie szalała istna burza. Milczałam przez dłuższą chwilę, a Izzy wpatrywał się we mnie wyczekującym wzrokiem. I co tu teraz zrobić?

sobota, 28 września 2013

Psycho Love - Rozdział 17


BLOG ODWIESZONY

Aż dziwne, że coś napisałam, ale miałam już ten rozdział w połowie, a że nie lubię mieć niedokończonych rozdziałów no to usiadłam i dopisałam końcówkę. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to jakieś bardzo górnolotne, ale miałam długa przerwę w pisaniu. Mam nadzieję, że chociaż trochę się spodoba :) Przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia.


- Chłopaki szybciej! - krzyknęłam zniecierpliwiona do Bacha i Dave'a. Stałam właśnie oparta o maskę samochodu i od dobrych dziesięciu minut próbowałam przywołać chłopaków. Ale oczywiście mogłam sobie krzyczeć, a oni i tak mieli mnie gdzieś i szukali odżywki do włosów Sebastiana, która jakimś cudem zniknęła, po tym jak używał jej Snake. Oczywiście mówiłam blondynowi, że jedziemy tylko na dwa dni i nie potrzebuje on odżywki, ale uparł się i stwierdził, że bez niej nie jedzie. Zrezygnowana wyciągnęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego. Po chwili przysiadł się do mnie Scotti, również z fajką między dwoma palcami.
- Może ich zostawimy i pojedziemy już? - zaproponował Hill, a ja uważnie na niego spojrzałam. - Szkoda dnia. - wzruszył ramionami i zaciągnął się papierosem. Przyznałam mu rację i już miałam wstawać, kiedy chłopaki pojawili się w drzwiach.
- No w końcu! Ile można czekać? - zawołał siedzący już w moim Mustangu Rachel wypuszczając dym z płuc. Podczas czekania basista zdążył już się rozłożyć na siedzeniu pasażera i wyciągnąć nogi przez otwarte okno, a w zębach trzymać zapalonego papierosa. Bach w odpowiedzi pokazał nam język i wsiadł do drugiego samochodu - do jednego byśmy się nie zapakowali. Po chwili wszyscy byli już gotowi i mogliśmy wyruszać.

They're piling in the back seat, They're generating steam heat, Pulsating to the back beat, The Blitzkrieg Bop. - śpiewałam razem z Rachelem i Scottim uderzając rytmicznie palcami o kierownicę. Samochód prowadziłam ja, bo po pierwsze - to auto jest moje i rzadko komu pozwalam nim jeździć, po drugie - chłopaki już na początku drogi wyciągnęli sobie piwa, więc nie było mowy o zmianie kierowcy.
- Weź wyprzedź tych złamasów, zobacz jak oni jadą. - powiedział siedzący obok mnie Rachel wywalając pustą puszkę po piwie przez okno. Miał rację. Samochód kierowany przez Roba jechał jak dla mnie zdecydowanie za wolno, ale w końcu jechaliśmy razem. Jednak z racji tego, że droga przed nami była zupełnie pusta, a obok jedynie jakieś pola, dodałam gazu i w mgnieniu oka wyprzedziłam chłopaków. Po chwili jednak oni również przyspieszyli i szybko mnie dogonili.
- Daj mi poprowadzić. - wypalił Rachel patrząc na mnie zza okularów przeciwsłonecznych.
- Piłeś. - odpowiedziałam zmieniając bieg.
- No i? - basista uniósł jedną brew.
- No i nie ma mowy. - ucięłam dyskusję podgłaśniając radio, a dokładnie gitarę Slasha w "Welcome To The Jungle", gdy brunet chciał coś powiedzieć. Bolan mruknął jedynie coś pod nosem i otworzył kolejną puszkę. Spojrzałam najpierw na niego, a później w lusterko, a siedzący z tyłu Scotti puścił mi oczko, na co delikatnie się uśmiechnęłam.

Po jakiejś godzinie jazdy w końcu zatrzymałam samochód na trawie. Z daleka już było widać błękitną taflę jeziora. Wysiadłam z wozu i głośno zatrzasnęłam drzwi, a chłopaki po chwili zrobili to samo. Widziałam, że Rachel jeszcze jest na mnie obrażony, więc podeszłam do niego, gdy był odwrócony do mnie tyłem wpatrując się w wodę i stanęłam przed nim zarzucając mu ręce na szyję i całując go czule. Basista w pierwszej chwili w ogóle nie zareagował, ale chyba udało mi się stopić jego opór, bo po kilku sekundach objął mnie w pasie i pogłębił pocałunek. 
- Ej gołąbeczki! Chodźcie rozkładać namioty! Później się będziecie pieprzyć! - zawołał nas Sebastian, a my oderwaliśmy się od siebie pokazując mu środkowy palec. 
- Dobra, chodź. - mruknęłam i ruszyłam do przodu ciągnąc za sobą Bolana, który mruczał coś pod nosem.
- Hahahahahah - wybuchnęłam głośnym śmiechem, gdy dotarliśmy do chłopaków i zobaczyłam Roba zaplątanego w materiał namiotu. Komiczny widok. W ślad za mną podążyli wszyscy.
- Byście mi pomogli, a nie się nabijacie debile. - skwitował nasze zachowanie Affuso, a my zaczęliśmy śmiać się jeszcze głośniej. 
Zaczynało się już jednak powoli ściemniać, więc wzięliśmy się za rozkładanie naszych namiotów. Robowi oczywiście nikt nie pomógł. Na szczęście po wielu próbach jakoś się uwolnił.
- Aż bym się wykąpał. - ziewnął Snake stojąc prawie nogami w wodzie, gdy wszystko było już gotowe.
- No to na co czekasz? - odpowiedział Scotti z fajką w zębach i popchnął gitarzystę, który niczego się nie spodziewając wylądował po kolana w jeziorze. Dave przekląl siarczyście i zaczął gonić Hilla, ale ten już zdążył gdzieś uciec.

Ja akurat w tym momencie siedziałam na trawie i paliłam fajkę obserwując otoczenie. Tutaj było naprawdę zjawiskowo. Czyste jezioro, niewielka plaża i zielony las obok wydawały się rajem. Wzdrygnęłam się lekko, gdy nagle obok mnie usiadł Sebastian, bo podszedł zupełnie bezszelestnie. 
- Nie bój się, to tylko ja. - uśmiechnęłam się do niego nic nie mówiąc. On też już się nie odezwał. Siedzieliśmy tak w ciszy dobre 10 minut, gdy nagle usłyszałam jego głos:
- Tęsknię za nią. - odwróciłam głowę w jego stronę uważnie mu się przyglądając. Jego smutny wzrok wbity był w coś gdzieś daleko przed nami sprawiając wrażenie, jakby nie tylko duchem, ale i ciałem był daleko ode mnie.
- Możesz jeszcze wszystko zmienić. Możesz sprawić, że przestaniesz tęsknić.
- Tylko, że nie wiem, czy chcę. - w końcu skierował wzrok swoich niebieskich oczu na mnie. - Widzisz... To nie jest takie proste... Miałaś kiedyś tak, że bardzo kogoś nienawidziłaś, a jednocześnie tęsknota za tą osobą rozrywała Ci serce? - nie wiedząc co powiedzieć, po prostu spuściłam głowę. - No właśnie. A ja mam tak właśnie teraz. I totalnie nie wiem, co mam robić.
- Sebastian... nie wiem, co powiedzieć... Nie jestem raczej dobrym doradcą. - położyłam dłoń na jego dłoni, która spoczywała na jego kolanie i delikatnie ją potarłam.
- Nie oczekuję od Ciebie rad. Po prostu ze mną bądź. - uśmiechnęłam się i położyłam głowę na ramieniu blondyna szepcząc "masz to jak w banku". 
- Ivy, Baz! Robimy ognisko! - usłyszeliśmy głos Rachela i szybko wstaliśmy dołączając do chłopaków. 


BLOG ZAWIESZONY